Zgodnie z obietnicą, pierwszy rozdział.
Miłego czytania!
Sala z wysoko umieszczonym sufitem pełna była ludzi o ciemnej cerze i niemal czarnych włosach. Szedł potykając się o łańcuchy na nogach, lecz mimo to nie mógł się zatrzymać, prowadzony za obrożę na szyi. Wcześniej raz się wywrócił i ciągnięto go po ziemi. Ledwo udało mu się wstać, teraz robił wszystko by utrzymać się w pionie.
Na końcu sali tuż pod ścianą stał długi stół, przy którym siedziało kilkanaście osób. Za stołem wisiały skrawki najróżniejszych materiałów, ułożonych w misterne wzory.
Poprowadzono go aż do stołu, gdy tam dotarł, jeden z mężczyzn postawił go na blacie, pomiędzy misami z jedzeniem. Pewnie otoczyłby się ramionami, zapewne czuł się odsłonięty jedynie w cienkiej koszuli, ale uniemożliwiały mu to ręce, związane za plecami.
- Myślicie, że takie chuchro do czegoś się nada? - ryknął brodaty, umięśniony mężczyzna siedzący pośrodku, niczym nie różniłby się od innych brodatych mężczyzn na sali, gdyby nie stalowa obręcz z trzema rogami na środku czoła.
- Maseter'r-ras, na pewno znajdziesz dla niego zadanie. - oznajmił siedzący po jego prawicy dziwny człowiek, niemal nagi, odziany jedynie w cienki materiał okręcony wokół bioder. Miał jaśniejszą karnacje od reszty zgromadzonych tam osób. Całe jego ciało było pokryte błękitnymi tatuażami, przedstawiającymi różne symbole, wzory i postacie ludzkie.
- A więc co powinienem z nim zrobić... - zastanowił się brodacz w obręczy. - Nie brakuje nam niewolników, nowego możne tylko sprzedać do kopalni, lub burdelu. Chłopak na stole skulił się, drżały mu nogi, ledwo stał, na stół spływała krew z poobdzieranych przez łańcuchy kostek.
- Paeth'r-ras. - nagle rozległ się niski głos, dochodzący z lewej strony brodacza. W sali zrobiło się cicho. Chłopak nie widział osoby, która się odezwała, ponieważ odsunęła ona swoje krzesło aż pod ścianę, gdzie nie docierało światło i jej twarz skrył cień.
- Czego chcesz Rayenn, synu? - zapytał Brodacz, patrząc nieco za siebie w lewo. Osoba przysunęła się do stołu, wychodząc z cienia. Był to młody, wysoki mężczyzna, mógł mieć nieco ponad dwadzieścia lat, z długimi, jasnoszarymi włosami, krótszymi przy twarzy i związanymi na karku dłuższymi, wyraźnie się wyróżniającymi w sali, zdominowanej przez ciemnowłosych. Miał szczupła, pociągłą twarz, o wystających kościach policzkowych i mocnymi, wyraźnymi łukami brwi. W ciemnej twarzy lśniły lekko zmrużone oczy o niespotykanym fiołkowym kolorze, wokół lewego miał wytatuowany dziwny, czarny wzór. W kącikach ust czaił się drwiący uśmieszek. Ubrany był w białą koszulę i czarną bluzę bez rękawów wiązaną z przodu, oraz czarne spodnie. Wokół lewego nadgarstka miał zawiązany czerwony materiał. Na plecach miał dwa miecze w czarnych pochwach, z rękojeściami obwiązanymi takim samym materiałem, jak ten na ręce.
- Wygrałem dziś walki, Ojcze. - Powiedział nazwany Rayennem mężczyzna. - Nie chciałem nagrody, ale teraz czegoś chcę. -
Brodacz zmarszczył brwi.
- Chcesz tego niewolnika? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, Paeth'r-ras, chcę go. - odpowiedział szarowłosy. - Dasz mi go? -
Brodacz westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Mogłeś chcieć tyle rzeczy, które ja, Władca Eas'trdes, mogłem ci dać, a ty chcesz zabrać mi rozrywkę, którą właśnie dostarcza mi decydowanie co zrobię z tym robakiem i patrzenie na jego strach. Jesteś pewien, że właśnie jego chcesz? -
Młody mężczyzna pokiwał głową. Władca zaśmiał się.
- Mój syn, Szara Bestyjka, chce zabawki. Zgoda, niech ci będzie. Daje ci tego niewolnika. - Wykrzywił twarz w okrutnym uśmiechu. - Nie popsuj za szybko. -
Chłopak na stole patrzył na nich przerażonym spojrzeniem.
- Chyba o tobie słyszał. - dodał brodacz.
Szarowłosy skłonił się lekko, uśmiechając się lekko, ale uśmiech nie sięgał oczu w których wciąż czaiła się drwina.
- Dzięki Paeth'r-ras. -
Niewolnika zdjęto ze stołu, zaś mężczyźnie podano klucze do kajdan chłopaka. Jeden ze zbrojnych podprowadził go do krzesła szarowłosego. Postawili go za siedzeniem i tak zostawili.
Rozmowy znów zabrzmiały w sali.
Rayenn Itralt'ess, zwany Szarą Bestią, był bardzo znany w świecie. Był następcą władcy Eas'trdes, Seriuna Itralt'essa, mówiono, że swą pierwszą bitwę wygrał w wieku 13 lat, gdy ojciec był zajęty bitwami na wschodzie, a obronę fortecy na północnej granicy zostawił synowi, twierdząc, że jego nasienie sobie poradzi. Jakież było zdziwienie, gdy naprawdę sobie poradziło. Oczywiście, władca niczym nie ryzykował, forteca specjalnie ważna nie była, a i z łatwością mogła zostać odbita, ale jednak... Została obroniona.
Krążyły plotki, iż chłopiec sam brał udział w walkach i że zabijał wrogów z uśmiechem na ustach. Tak czy siak, był bezlitosny. Wygrał bitwę, pokonanym wrogom nie okazał litości. Jeńców wysłano do stolicy i jako niewolników zapędzono do kopalni.
A chłopiec rósł.
Wysławił się potem jako doskonały szermierz, silny i zwinny, nie sposób było go pokonać, był bezlitosny. Lubił walkę i często wdawał się w potyczki. Jak zwierze, często kierował się instynktem, który nigdy go nie zawiódł. Do tego był inteligentny i był niezłym strategiem.
Historie o nim opowiadane, mówiły że lubił torturować wrogów, że jest godnym synem ojca, zwanego Krwawym Płomieniem. Że kocha grabież i zabijanie.
I stąd wziął się jego przydomek.
Szara Bestia, syn Płomienia.
Uczta trwała w najlepsze. Młody niewolnik za krzesłem Rayenna stał tak już od kilku godzin, chwiejąc się ze zmęczenia. Szarowłosy nawet na niego nie spojrzał, słuchał rozmów, lecz nie włączał się w nie. Popijał wino spokojnie.
Chłopak wiedział, że uczta będzie trwać do rana, może nawet i dłużej. Nie miał pojęcia czy wytrzyma tak długo, czy nie zemdleje, ale bał się stracić przytomność. Jeśli zemdleje, Szara Bestia może uznać, że nie potrzebuje tak słabego niewolnika i sprawi mu ból dla przyjemności a potem zabije. Kto wie, może i tak chciał go tylko potorturować? Znał jego sławę. Dlatego stał za jego krzesłem, chwiejąc się, czując ból, ale mimo to rozpaczliwie trzymając się przytomności. Wiedział, że nie wytrzyma do rana, ale mimo to walczył.
Nagle Rayenn skłonił się ojcu i wstał.
Władca spojrzał na niego, unosząc brwi.
- Nie zostaniesz z nami synu? - zapytał.
- Wybacz Paeth'r-ras, mam coś załatwienia. - wykręcił się Rayenn. Złapał za łańcuch, przytwierdzony do obroży niewolnika i pociągnął go za sobą do wyjścia. Na korytarzu były duże okna, przez które wpadało światło księżyca w pełni. Na ścianach przyozdobionych malowidłami wisiały okrągłe tarcze. Rayenn ruszył korytarzem, a chłopak, chcąc nie chcąc podążył za nim. Dotarli do okrągłej klatki schodowej i wspięli się po schodach. Nagle Rayenn zatrzymał się przy oknie i pochodni. Przez chwilę stał bez ruchu, jakby nasłuchując. Potem odwrócił się do niewolnika. Przyjrzał mu się uważnie.
Był drobny i szczupły, miał chude nadgarstki. Twarz miał trójkątną, o jasnej cerze z wielkimi okrągłymi oczami o ładnym ciemnoniebieskim kolorze. Poza tym wydawał się nieco wyprany z kolorów. Zmierzwione, dość długie włosy miał niemal białe, był blady, pełne usta nie wyróżniały się kolorem z twarzy. Na małym zadartym nosie nie było ani jednego piega. Miał posiniaczoną twarz, oraz poranione kostki, poobcierane sznurem ręce. Na szyi miał obtarcia od obroży. Był osłabiony, chwiał się na nogach, oczy miał podkrążone. Był brudny. Mimo tego był ładny, mógłby być śliczny, gdyby nie stan w jakim się znajdował.
Chłopak miał ochotę uciekać, ale skutecznie uniemożliwiały mu to łańcuchy. Szeroko otwartymi z przerażenia oczami, obserwował każdy ruch szarowłosego. Rayenn wyciągnął nóż. Niewolnik zacisnął powieki. Mężczyzna uśmiechnął się lekko, rozbawiony i rozciął mu więzy na rękach. Chłopak poczuł, że ma wolne ręce i że napływa do nich krew. Syknął z bólu i otworzył oczy, zaskoczony. Zobaczył Rayenna chowającego nóż, nadal z uśmiechem na ustach.
- Pochyl głowę. - powiedział szarowłosy. - No już, nie zamierzam cię zjeść. -
Niewolnik pochylił szybko głowę, wcale nie uspokojony. Rayenn pomajstrował przy zapięciu obroży, po chwili zdjął ją z szyi chłopaka. Potem zajął się kajdanami na nogach, a gdy białowłosy był już wolny, odsunął się, kręcąc kółka łańcuchem.
- Idziemy. - oznajmił. - Nie próbuj uciekać, bo marnie skończysz. -
Chłopak popatrzył na niego spojrzeniem przerażonego zwierzątka, ale posłusznie ruszył za nim. W końcu dotarli do celu. Stanęli przed wysokimi drewnianymi drzwiami. Rayenn pchnął wrota i wszedł do środka. Od razu podbiegł do niego służący.
- Panie, Kaela na pana czeka. -
- Rozumiem. Idź do kuchni, przynieś mi jedzenie, mam ochotę na jakąś zupę. Do tego herbatę. - rozkazał szarowłosy.
- Tak, panie. Chciałbym jeszcze powiedzieć, że kąpiel przygotowana, według polecenia Kaeli. - zgiął się w ukłonie służący.
- Aha. To wszystko, już możesz iść.
- Tak panie. - służący znów się skłonił i wyszedł.
Rayenn przeszedł przez krótki korytarzyk, otworzył drzwi od komnaty i wszedł do środka, a chłopak za nim.
Komnata była spora, kilkanaście okien zasłonięte było zasłonami. Ściany przyozdobione były malowidłami, dziwnymi wzorami. W komnacie były jeszcze dwie pary drzwi. W ogromnym kominku paliło się, koło niego stał okrągły stół i kilka foteli. W jednym z nich siedziała młoda kobieta. Miała ciemną cerę, spore, czarne oczy i czarne, kręcone włosy do ramion. Była zgrabna, mocno obdarzona przez naturę. Wpatrywała się w płomienie, ale gdy usłyszała trzask drzwi, odwróciła głowę, widząc Rayenna, wstała.
- I jak poszło? - zapytała.
- Całkiem dobrze. - odpowiedział Rayenn, a kobieta uśmiechnęła się.
- Nasza zdolna Bestyjka. - powiedziała. - Pokaż, jak mocno oberwałeś. Kazałam przygotować ci kąpiel na rany.
- Wiem, wiem, już słyszałem. - zbył ją szarowłosy. - Mi nic nie jest. -
- A komu jest? - zapytała podejrzliwie. Rayenn odwrócił się, złapał chłopaka za ramię i wyciągnął zza siebie, pokazał kobiecie. Zaskoczona popatrzyła na niego i aż syknęła, widząc jego stan.
- Ała. - popatrzyła na niego pytająco. - Kto to jest? -
- Mój niewolnik. - Odpowiedział szarowłosy, siadając w fotelu.
Kobieta popatrzyła na niego, zszokowana.
- Masz niewolnika?! -
- Teraz tak. -prychnął.
- Coś ty mu zrobił? - zapytała, klękając przy chłopcu.
- To nie ja. Wyglądał tak, jak go dostałem. - szarowłosy odwrócił głowę. Westchnęła.
- Jak dobrze, że przyniosłam zioła i opatrunki. - spojrzała na niewolnika. - Nie bój się, nic ci nie zrobię, jestem zielarką.
Jakiś czas potem przyniesiono zupę i Kaela wmusiła chłopakowi jedzenie. Zielarka wyszła późno, gdy już umyła w ziołach i opatrzyła chłopaka. Rayenn poszedł z nią do drzwi. Gdy wrócił, zobaczył chłopaka siedzącego kącie i śledzącego go wystraszonym spojrzeniem. Przy zielarce był spokojniejszy, ale Rayenna panicznie się bał. Wzruszył ramionami i wszedł do drugiej komnaty i trochę tam pohałasował. Po chwili wrócił.
- Chodź. - powiedział do niewolnika. Chłopak wstał i posłusznie poszedł za nim. Druga komnata okazała się sypialnią. Na środku stało duże łóżko, pod ścianą stała półka z księgami. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze jedne drzwi, do których skierował swe kroki mężczyzna. Chłopak idąc za nim rzucił szybkie spojrzenie na łóżko i niemiłe podejrzenie zmroziło mu duszę.
Wszedł za nim do następnego pomieszczenia. Było dużo mniejsze, niż reszta komnat, miało tylko jedno okno. W środku było łóżko, szafa i nic więcej.
- Zazwyczaj nocują tu goście, których oficjalnie nie mogę gościć, ale teraz ty będziesz tu spał. - oznajmił Rayenn. Chłopak zamrugał. Łożko nie było okazałe, ale i tak różniło się od garstki słomy, jaką sobie wyobraził.
- Idź spać. Jutro zastanowię się nad twoimi obowiązkami, teraz mi się nie chce. - Szarowłosy ruszył do wyjścia. Nagle się zatrzymał. Odwrócił się.
- Masz jakieś imię? - zapytał, jakby niechętnie. Chłopak skulił się i popatrzył na niego wielkimi oczami, ale nie odezwał się.
- Nieważne. - wzruszył ramionami. - W sumie, aż tak bardzo mnie to nie obchodzi. - Chłopak wbił wzrok w podłogę. - Sam cię nazwę. - Białowłosy uniósł głowę i popatrzył zaskoczony na Rayenna.
Rayenn popatrzył na niego uważnie i uśmiechnął się kpiąco.
- Nazwę cię Duch, bo właśnie ducha mi przypominasz. Nic nie mówisz, wyglądasz jak zjawa i jesteś taki cichy i wystraszony niemal na śmierć. - Odwrócił się i podszedł do wyjścia.
- Idź spać, Duchu, bo zaraz zemdlejesz. - powiedział i wyszedł.
*
Tłumaczenia:
Język Eas'trdes:
Maseter - władca
Paeth - ojciec
'r-ras - zwrot oznaczający szacunek, dodawany do tytułu.
Seriun - Błyszczący
Itralt'ess - Pochodzący od nieba (nazwisko, trudne do przetłumaczenia, podane ogólne znaczenie)
Rayenn - Łowiący noc ( imię, trudne do przetłumaczenia, podane ogólne znaczenie)
***
Mam nadzieję, że się podobało. Z czasem na blogu pojawi się mapa świata, opisy bohaterów i wszelkie potrzebne dodatki.
Pozdrawiam~
Opowiadanie zapowiada sie naprawde fajnie. Bardzo mi sie podoba ^^. A Duch i Rayenn wygladaja na naprawde fajnych. Nie moge sie doczekac dalszej czesci. Zycze ci duzo weny i czytelnikow bo zaslugujesz ;3
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na kolejny rozdział, bo opowiadanie zapowiada się wspaniale c:
OdpowiedzUsuńWięc tak...Mówiłam, że przeczytam więc jestem (Schin-chan)! Bardzo ciekawa historia, ale opisy są (jak dla mnie) troszkę zbyt długie i to jedyna wada. Wszystko inne jest piękne, cudne wręcz bajkowe...Zaraz biorę się za drugi rozdział! :333333
OdpowiedzUsuń